środa, 20 stycznia 2010

aneks do Philippe'a Delerma 'Pierwszego łyku piwa i innych drobnych przyjemności'

Wieczór po wyczerpującym treningu
Dopiero co przywlokłeś się do domu na rozmiękłych nogach, marząc tylko o tym, by zrzucić z siebie wszystkie ubrania – tak ci gorąco. Byle gdzie rzucasz sportową torbę, a następnie siebie – w skrajnych przypadkach wystarczy nawet podłoga w przedpokoju. Tam wreszcie, przekazując ciężar swojego ciała deskom parkietu lub sprężynom łóżka czy fotela, czujesz to w pełni. Uczucie wycieńczenia po rzetelnie wykonanej robocie.
Dawniej ludziom przychodziło to samo – po ciężkiej pracy na polu albo w warsztacie. Dziś jednak trzeba się o tę pełnię zatroszczyć samemu, dając z siebie wszystko na treningu tanecznym, tenisowym, sztuk walki czy podczas codziennej przebieżki. Coś musimy zrobić z tą energią, która nieustannie produkuje nam się i gromadzi w każdej komórce.
Wtedy myślałeś, że gorzej być nie może, że nie przeżyjesz do końca, wyzioniesz ducha, wydychając chrapliwie powietrze, albo zwyczajnie zemdlejesz. Teraz wiesz, że było warto. Puszczasz kończyny wolno, wyciągając je daleko i szeroko jak kot po wielogodzinnej drzemce. Na całym ciele czujesz rozkoszne NIC: kompletny brak energii, brak musu, brak bodźców. Nie masz siły napiąć mięśni, więc siłą rzeczy musisz wypoczywać, wypoczywać, wypoczywać...
Masz ochotę na herbatę, więc próbujesz wstać, ale zaraz kwestionujesz słuszność tego pomysłu: czujesz się jak dziecko stawiające chwiejnie pierwsze kroki. Mimo to kumulujesz resztki pozostałej ci energii i oto – udało się! - zdobyłeś kolejny szczyt: kuchnię. Nastawiasz wodę i w ostatniej chwili przed ponownym osiągnięciem poziomu podłogi padasz na taboret pod oknem, w locie włączając radio. Nocne programy radiowe! Nigdy nie wiadomo, czego się po nich spodziewać, poza niezwykłością i dziwacznością. W środku nocy nikt nie puszcza hitów, tylko muzykę, której z założenia słuchają wyłącznie nocne marki-dziwacy. Dlatego można się natknąć na seans muzyki mongolskiej albo jazz tak doskonały, że może istnieć tylko o tej porze.
Opierasz głowę parapecie okna, które tkwi w ścianie za tobą, i powierzasz władzę nad powiekami sile grawitacji. Tu jest wszystko: na kuchence bucha czajnik, zapowiadając, że zaraz zanurzysz się w gorących oparach swojej ulubionej herbaty. Wydaje się, że muzyka płynąca z radia wypełnia gęstniejącą za oknem ciemność i odbija się echem po opustoszałym podwórku. Świat, układając się do snu, nie ma dziś przed tobą żadnych tajemnic.
Kończy się kolejny dzień twojego życia.
[uu. no strasznie stare i na fali wspomnianego, ale sprawne]