piątek, 29 marca 2013

Nie wspominajcie rzeczy minionych

Głowa rozbrzmiewa mi echem różnych oburzeń nad różnymi przeszłościami. Pożółkłe błędy nie sposób naprawić, trudno zrozumieć, a jeszcze trudniej wybaczyć. Tylko do jakiego rozliczania się z przeszłością jesteśmy wezwani jako chrześcijanie?
Ostatnio w rozmowie z koleżankami - jest tu istotne, że aktywnie wierzącymi - wyszło, że w liceum chodziłam na etykę. Usłyszawszy to, jedna z dziewczyn wyprostowała się, upewniła: 'Nie chodziłaś na religię?' i zacisnęła usta. Lawina poleciała! Moje notowania spadły na łeb na szyję, a zaufanie zastąpiła na chwilę ściana z lodu. Nie tłumaczyłam się, bo po co - zresztą było to tak dawno, że jedyne, co pamiętam o tamtych lekcjach, to to, że były bardzo źle prowadzone i odbywały się o świcie. Może niechodzenie nie było właściwą decyzją - ale co mogę dziś z tym zrobić? Chciało mi się śmiać.

Z absurdu tej sytuacji - wielkiego zgorszenia drobnym błędem należącym do głębokiej przeszłości - wyobraźnia zaczęła mi wirować. Cóż za ciężkie życie z chrześcijanami miałby święty Paweł, gdyby ktoś wyciągnął jego dawne prześladowanie wyznawców Chrystusa! Jakim prawem listy tego człowieka należą w ogóle do Pisma Świętego? Przecież pisał je splamionymi chrześcijańską krwią rękami!

A święty Piotr? Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której jego świątobliwy rozmówca prostuje się, zaciska usta i cedzi: 'Wyparłeś się Chrystusa?'.

A Franciszek, którego całą moralność niektórzy chętnie stawiali pod znakiem zapytania ze względu na domniemane oskarżenia?

Ktoś powie: wszyscy wiemy o przeszłościach Piotra, Pawła i innych, ale wybaczamy im, bo zrehabilitowali się przez późniejsze święte czyny. To właściwie logiczne. Czy zatem w przypadku tych, którym do świętości daleko, będziemy czekać z tym 77-krotnym przebaczeniem, aż ich głowy otoczy aureola?

Problem w tym, że wypominając dawne zło, działamy dokładnie przeciwko Bogu, w którego wierzymy. Jego nie interesuje przeszłość, lecz pełna nowych szans i możliwości poprawy przyszłość. Kim jesteśmy, by unosić się nad dawnymi - często pozbawionymi znaczenia - błędami bliźniego, skoro sam Bóg nas błaga: Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych rzeczy. Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie. Czyż jej nie poznajecie? To, co się stało i nie odstanie, naprawdę nie jest godne naszej uwagi, bo z całym żalem i wyrzutem nic nie możemy z tym zrobić. Za to rzecz nowa - oto wyzwanie i cel! Bo Bóg niczego nie daje tak chętnie jak nowego życia i nowych szans. Najświętsi ludzie w młodości bywali mordercami - lecz od momentu, gdy przejrzeli na oczy i odżegnali się od dawnego zła, dla Boga nie ma to już żadnego znaczenia.

Bóg, w którego wierzymy, jest bohaterem historii, którą usłyszałam kiedyś w kazaniu.

Do pewnego księdza przyszła kiedyś jedna z wiernych i oznajmiła, że objawia jej się Bóg. Duchowny, nastawiony do sprawy nader sceptycznie, długo zbywał ją i odsyłał z kwitkiem, lecz kobieta wciąż domagała się uwagi i uznania jej objawień. W końcu ksiądz, nie wątpiąc, że wierna zmyśla, powiedział jej:
 - Jeśli mam pani uwierzyć - jak się pani z Nim następnym razem spotka, proszę Go spytać o moje grzechy.
Parę dni później kobieta przyszła z powrotem. Ksiądz, pewien, że swoim sposobem wykaże jej kłamstwo, spytał:
 - I jak, czy Bóg opowiedział pani o moich grzechach?
Na co ona:
 - Nie, powiedział, że już o nich zapomniał.
I w tym momencie ksiądz stwierdził, że ona wcale nie zmyśla.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz