sobota, 10 sierpnia 2013

Czy mogę Panu zaufać?

W mazurskich wędrówkach odwiedzam ostatnio wiele kościołów - katolickich i nie (co ciekawe, i tam Duch!). Dziś oglądałam jeden bardzo piękny w Olsztynie, pełen zachwycających gotyckich ołtarzy utkanych chyba z Koronki i złoceń, a do tego w zupełnie godnym guście. Oglądam jeden, oglądam drugi, a tu nagle - bach! - patrzę, adoracja! No to, łubudu, na kolanka. Panie, słuchajże! (a to bezczelne; co się stało ze "słuchaj, Izraelu"?) To ja się Tobie zawierzę dziś (a to ci rewelacja!), to byśmy coś popracowali nad tym powołaniem? Bo to ciągle nic nie wiadomo. Weź mnie jak ten klocek i włóż do układanki, gdzie akurat pasuję.

[a to w ogóle taki dzień zawierzania dziś. w innym kościele podrzucili w kąciku skrzynkę, a na niej długopis i plik kartek, na intencje. "Nowenna do Matki Bożej nieustającej pomocy". I taką modlitwę oferują! Gratka. Bez wahania!]
Zaraz wyszłam z kościółka (bo to wycieczka grupowa, 3 osoby aż) i dalejże zwiedzać. Bardzo ładnym jest Olsztyn. Tam jest zamek na przykład, z widokową wieżą. No więc na tę wieżę. Nie za dużo schodów na szczęście, choć zaraz i tak - nogi ostatnie, i te właśnie nogi nas zaniosły na wystawę, co w połowie drogi.

No i padłam, ale tak najbardziej. Pierwszy widok - cztery lasencje w habitach. Nie, że na żywo; manekiny, więc jeszcze śmieszniej, sztuczne rzęsy, pełen make-up, no wiadomo. Mordki jak z wystawy w lumpeksie. Ale prezentacja habitów pozostała faktem. A cała wystawa to poświęcona w ogóle siostrom katarzynkom (od św. Katarzyny Aleksandryjskiej), które w Olsztynie działały lub nawet wciąż działają.  Myślę: pięknie, po takiej modlitwie! Dosłownie kaplica. Już cała przyszłość - linia prosto rysowana. Łzy w oczach, żeby nie towarzystwo, to bym się tam chyba szlochem zaniosła. Bo te zakonne tematy tak mnie zawsze o histerię przyprawiają, aż dziw. Jednak myślę: spoko, dziecię, nikt cię tak udręczać nie zamierza, raczej zmiłuje się w niezmiernej swej dobroci. No to spokój, ale niby - jak to?

A po zejściu z wieży poszliśmy sobie tak - przed siebie, by dotrzeć do kolejnego z wielu olsztyńskich kościołów, w którym, co słychać było z daleka, dobiegało właśnie końca nabożeństwo. Ślubne, bo Mendelssohn! Więc przycupnęliśmy, by popatrzeć. Inaczej niż chyba ustawa przewiduje, najpierw wylegli wszyscy goście, a dwóch panów czaiło się na młodych z krótkimi, białymi pałkami. Groźnie! Wyglądali, jakby jednemu i drugiemu młodemu barankowi mieli ochotę najzwyczajniej obficie dać w papę, lecz, gdy tamci w końcu się pojawili, w ich facjaty pofrunęło wyłącznie konfetti. Młody błyskawicznie przyciągnął usteczka młodej do swoich, bo w tym konfetti i w tych różanych płatkach (a ktoś chyba jeszcze kaszą sypnął) to tak malowniczo, zresztą co tu począć w takiej sytuacji. Zaś potem okazało się, że młoda całą twarz ma nadal w tych płatkach, bidula. Może mimo wszystko zadowolona była; nie wiem, nigdy nie wiem, bo choć bywam na wielu ślubach, to przecie przez wadę wzroku ich twarzyczek (oby rozpromienionych) po prostu nie widzę.

No i co tu z takim dniem! Chciałoby się pytać i dostać odpowiedź: tak, tak, nie, nie. A tymczasem On znowu sobie żarty, a w tych żartach znowu nauka: w tej sprawie nie ma odpowiedzi, a już na pewno w ciągu jednego dnia. A w ogóle za bardzo jesteś maluchem, żeby musieć znać ostateczną decyzję - którą się i tak podejmuje, w którejkolwiek wersji wydarzeń, przed ołtarzem. Teraz zaś otacza cię to, co cię otacza; jeśli będziesz wróżebnie interpretować wydarzenia dnia, donikąd nie dojdziesz, bo i tak zobaczysz w nich tylko tyle, ile zechcesz albo ile się spodziewasz zobaczyć. 

PS: a wszedłszy parędziesiąt minut temu na fejsa i poscrollowawszy, wśród wpisów strony "Myśli świętych Kościoła" (ostatnio bardzo sensownej) znalazłam cytat z błogosławionej Reginy Protmann, która była... założycielką tego zgromadzenia z wystawy, informacje o niej także tam się pojawiły. To może jednak?! (a cytat brzmiał: "Jezu mój słodki, o Panie i Boże mój, ach kiedyż ja będę miłować Cię doskonale?")

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz