niedziela, 11 maja 2014

Relacja nie jest najważniejsza

W tym ciekawym czasie wygnania dużo się dzieje z relacjami. W nieobecności, rozłąkach i skajpowaniu trochę zamierają i weryfikują się – a trochę rozwijają się i rosną, ucząc się nowych rzeczy. Nieraz postanawiałam w różnych rozmyślaniach, że takiej czy innej relacji muszę przypilnować, nie zaniedbać jej, bo później będzie smutno. Albo pytałam Pana Boga w modlitwie, czy ta relacja – czy „to coś” – jest tym, czego On chce, czy Jemu to się podoba.

Tylko że w tej samej modlitwie – albo tylko niewiele później – zaczynało się przecierać przypuszczenie, że może
Jego nie obchodzi jakiekolwiek „to coś” (a tak często w ten sposób o „tym” Mu mówię!),
za to najbardziej na świecie –
„ktoś”.

Żeby „ktoś” – a tak naprawdę możliwie jak najwięcej „ktosiów” – zostało świętymi, szczęśliwymi i przyszło do nieba.

I – rzecz jasna – relacja jest absolutnie drogą do tego, ale samo „to coś”, przyjaźń, małżeństwo – cokolwiek, co jest pomiędzy ludźmi, ale nie jest nimi samymi – nie pójdzie do nieba. Więc nie może być celem. To tak wiele zmienia!

Kiedy każda rozmowa ma służyć świętości drugiego (i mojej), a nie naszej przyjaźni.

Kiedy odzywam się do kogoś nie po to, żeby o mnie pamiętał, tylko żeby został obdarowany choć okruszkiem miłości. (Albo lepiej – ziarenkiem! Bo to potem kiełkuje.)

Kiedy jako hipotetyczna żona w kryzysie ratuję nie małżeństwo, tylko męża.

W dbałości o relację zawsze będzie chyba coś z egoizmu – troska, żeby nie zostać samotnym.

A Pan Bóg? Co jest ważniejsze – relacja z Nim czy On sam?

Jak bardzo potrzeba nam nawrócenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz