piątek, 16 stycznia 2009

Tak gonimy z nieistnieniowości

Wychodziłam ostatnio z kina. Kino było prawdziwie wspaniałe, bo studyjne, starówkowe, maleńkie i bo Miron, ale w tym momencie - nie o to. Wyszedłszy bowiem przez dwoje drzwi i po schodkach drobnych, poczułam momentalnie, jak coś delikatnego, miękkiego otula mi uszne bębenki. Potem wszystko dzieje się jak spod sennie niedootwartych powiek: przechodzę nieprzytomnie od Jezuickiej na świetlisty zimowo rynek, ciągniona nieubłaganie tą aksamitną wstążeczką. Wstążeczka cienieje co prawda w okolicach przeraźliwej grupy chłopiąt w przyszerokich spodniach, miotających się trochę bez składu na głowach do nieludzkiej muzyki, ale tęż minąwszy, znów pewnie ściskam aksamicik w uchu i widzę już nawet kłębek, do którego po wstążce zmierzam. Podpływam, już owinięta zupełnie - a oni stoją i tkają, otulają. Niepozorni, oj, niepozorni wizualnie - on z sześciostrunowym, elektrycznym źródłem dźwięku przysiadł na głośniku. Ona ma czapkę zabawną, chyba z pomponem, i tka na saksofonie. I tą tkaninką dżezową, nie ruszając się spod jednej kamieniczki, oboje troskliwie cały rynek opatulają - przygaszają okna, zmiękczają krawędzie i rogi, rozmywają, rozmarzają, głaszczą: tą saksofonową nicią z aksamitu ona - na drobniutkiej osnówce gitary jego. Ja stoję w puszystość tę omotana i ledwie wierzę - nie film to jeszcze? Nie sen to już? Nie w miękkich fotelach, pościelach, podświadomych zamszowych zakamarkach? Nie. Oni tu prawdziwie stoją i grają. Więc stoję. Słucham.
Niby - pusto, zawiesiście, kameralnie. Ale właśnie nie, bo choć niedziela wieczór, to nie do wiary, ale rynek pełny od kurtek i płaszczy, i to wciąż nowych, nowych i innych, bo kurtki gdzieś pędzą, a płaszcze gdzieś lecą, drepcą, po dwie, po dwa, na dwóch, do przodu, przodu, przodu - pęd! Wszyscy gdzieś dokądś, dokądś, przecinają, przerywają, przekraczają, gnają -
a tamci
stoją
i
tkają. I oni tylko stoją. I tylko oni stoją. Są. Tu.
A tymczasowi dokądś, wciąż skądś-dokądś, z Jezuickiej w Nowomiejską, z Piwnej w Brzozową, ze Świętojańskiej dokądś, przed, kto to wie, może wiedzą, dokąd są, może chcą byle dokądś, ale dokąd można być, w niedzielę wieczór, czy to nie pora na gdzieś, ale pędzą, śmigają, smugi, czy wy musicie ciągle dokądś, świst, czemu tylko dokądś, bieg, zostańcie tu, jak to się da, w tej zawiesinie, fru, po tym, tupot, aksamicie, uwaga, nogi, podrzecie, kroki, nie szkoda?, prędkość, lot, trzeba było, cześć, pa!
A tamci stoją,
a stojąc tkają,
a tkając otulają,
a otulając trwają,
a trwając stoją.
Stoimy.

[po Mironie.]

1 komentarz:

  1. widziałam, słyszałam - panowie całkiem z innej bajki, zimno, ciemno, a oni stoją, Krakowem zalatuje ze stron wszelakich, i chwalić ich za to, chwalić!

    OdpowiedzUsuń