czwartek, 9 stycznia 2014

Cukierki z nieba

Zawsze, kiedy zdarzają mi się takie dni jak wczoraj, przypominam sobie, co mówił o. Szu o trosce Pana Boga o Dawida: kiedy król szedł spać, Pan Bóg zsyłał wiatr, który trącał struny jego harfy i grał mu kołysanki.

Dobrze jest poczuć taką dbałość – nieśmiałą, ciepłą i pełną humoru. Na początku wczorajszego dnia czułam się absolutnie nędznie – tak naprawdę z przetrawiania wydarzeń, które miały miejsce kiedy indziej. Byłam w swoich oczach ostatnim robakiem o sercu suchym jak orzeszek. Smutno jest myśleć, że jest się kimś takim.
Ale nawet wtedy (albo zwłaszcza wtedy) Pan Bóg przychodzi, cicho jak kot, który trąca nosem mokry od łez policzek. Najpierw dostałam na dzień dobry pomarańczowy wschód słońca – o 8 rano! Nie mam harfy, lecz tylko kejboard, więc gdyby Bóg chciał na nim grać, można by to określić wieloma przymiotnikami, ale „subtelne” raczej by się wśród nich nie znalazło. Za to, kiedy wyszłam z domu, okazało się, że już jest wiosna! Tak przynajmniej wiosną gadają ptaszki. I okazało się też, że jesteśmy nad morzem – bo tak samo, jak nad Bałtykiem, krzyczały goniące się nawzajem mewy. Co może poradzić nędza na takie cuda! Nic, tylko wycofuje się rakiem.
A najlepsze było, kiedy w metrze postanowiłam przeczytać Najważniejsze Niusy Dnia, czyli czytania. Otworzyłam w telefonie aplikację Pismo Święte, ustawiłam datę i... wielkie zdziwienie, całe stworzenie! Poprzedniego dnia rozmawiałam z kimś o przedziwnych, trudno zrozumiałych fragmentach Biblii – na przykład o tym kawałku Izajasza, który był w Adwencie i mówił o saniach z podwójnymi zębami. Nie byłam w stanie powiedzieć temu komuś, kiedy dokładnie było to czytanie – a tymczasem (tak szybko?) ono wracało znowu. I tak oto mówiło do wyschniętego robaka:

Ja, Pan, twój Bóg, ująłem cię za prawicę, mówiąc ci: «Nie lękaj się, przychodzę ci z pomocą». Nie bój się, robaczku Jakubie, nieboraku Izraelu! Ja cię wspomagam - wyrocznia Pana - odkupicielem twoim - Święty Izraela. Oto Ja przemieniam cię w młockarskie sanie, nowe, o podwójnym rzędzie zębów: ty zmłócisz i wykruszysz góry, zmienisz pagórki w drobną sieczkę; ty je przewiejesz, a wicher je porwie i trąba powietrzna rozmiecie. Ty natomiast rozradujesz się w Panu, chlubić się będziesz w Świętym Izraela.
Nędzni i biedni szukają wody, i nie ma! Ich język wysechł już z pragnienia. Ja, Pan, wysłucham ich, nie opuszczę ich Ja, Bóg Izraela. Każę wytrysnąć strumieniom na nagich wzgórzach i źródłom wód pośrodku nizin. Zamienię pustynię na pojezierze, wyschniętą ziemię na wodotryski. Na pustyni zasadzę cedry, akacje, mirty i oliwki; rozkrzewię na pustkowiu cyprysy, wiązy i bukszpan obok siebie. Ażeby widzieli i poznali, rozważyli i pojęli [wszyscy],że ręka Pańska to uczyniła, że Święty Izraela tego dokonał.

Rozważcie i pojmijcie! Czy suchy robaczek może nie mieć nadziei po czymś takim? :)
Ta historyjka ma puentę (o dziwo). Przeczytałam to czytanie, a następnie z wielką radością psalm, po czym doszłam do aklamacji. „Niebiosa, spuśćcie sprawiedliwego jak rosę...”. Hm. Dejà vu, dejà lu, dejà entendu? Coś tu nie pasuje. Spojrzałam na datę czytań. 12 grudnia! Spróbowałam ustawić dzisiejszą, a wtedy pokazał się komunikat, który wcześniej musiałam przeoczyć: „Czytań z tego dnia nie ma w bazie”. Przez to, że nowy rok – trzeba będzie zaktualizować.
Czy Wy ogarniacie ten bezmiar dobra, delikatności i troski? Tyle drobnych przypadków i okoliczności, które miały zrodzić wielką radość i nadzieję. Wiecie, jakie naprawdę było wczoraj pierwsze czytanie? „Umiłowani, miłujmy się wzajemnie. (…) Kto nie miłuje, nie zna Boga”. Przecież gdybym wtedy, z tym pustym, suchym, ciasnym sercem, w którym nie widziałam za grosz miłości, zobaczyła to czytanie, przecież zamieniłabym się w kałużę pośrodku wagonu. Koniec, miazga. A tymczasem Pan Bóg oszczędził mi czytania, które przecież w ogóle jest wspaniałe, ale w tamtym momencie po prostu by mnie rozwaliło. Zamiast tego dał to, co stało się balsamem.

Na tę dobroć braknie słów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz